O planach swojej przeprowadzki do Gdyni Marta Frej informowała w mediach społecznościowych na kilka tygodni przed faktem. „Chcę zapamiętać tę chwilę. Wczoraj podpisaliśmy umowę najmu pracowni (…). W Gdyni. Mieszkanie wynajęliśmy tydzień temu. Realizujemy nasze marzenie, przeprowadzamy się nad morze. Od 15 stycznia w Galerii Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu będzie można oglądać wystawę prac Marty Frej pt. Memy. Marta Frej, „Ziemniaki” (źródło: materiały prasowe organizatora) Zuzanna Sokołowska, Ćwiczenia z oswajania: Memy to bez wątpienia jedna z najpopularniejszych form aktywności internautów, którzy za pomocą ikonicznych obrazów oraz błyskotliwych, miejscami ironicznych tekstów komentują otaczającą rzeczywistość. Etymologia słowa mem pochodzi od greckiego słowa mimesis, które oznacza naśladownictwo. Pojęcie memu zostało wprowadzone do językowego obiegu przez Richarda Dawkinsa, który zdefiniował je w kultowej już książce Samolubny gen, traktując je jako powielanie. Tymczasem Glen Grant, odwołując się do kulturowych zachowań, określa mem jako zaraźliwy wirus, pewien wzorzec informacji, powielany przez ludzkie umysły. Mem istnieje tylko wtedy, kiedy zostaje powielony, odtworzony, co sprawia, że cała przekazywana ludzka wiedza staje się według badacza memetyczna. Internet bez wątpienia sprzyja rozpowszechnianiu, jak i naśladownictwu. Marta Frej, poszukując inspiracji do swoich artystycznych działań, postanowiła przenieść tą popularną formę komentowania społecznych wydarzeń na teren sztuki. W ten oto sposób powstały rysunki, których wzorzec opiera się na zdjęciach i obrazach znalezionych w sieci. Frej okrasza je soczystymi, pełnokrwistymi komentarzami, które trafnie diagnozują kulturowe mechanizmy zachowań, oraz sposobów myślenia, choć w głównej mierze dotyczą one sfery kobiecości, jak i recepcji ciała. Dla artystki jej własna, memetyczna działalność stała się formą terapii. Frej oswaja swoją fizyczność, której nie chce dopasowywać do powszechnie panujących kanonów piękna, jak i wszechpanującego mitu urody, wykluczającego zmarszczki, cellulit oraz wszelkie inne formy naturalnego, fizjologicznego starzenia się organizmu, będącego postrachem współczesnych kobiet. Ciało stało się bytem konsumpcyjnym, uwięzionym przez kategoryzujące je spojrzenie. Frej wyrywa kobiecość ze społecznego kontekstu, delikatnie rozwiązując wstążki gorsetu piękna, zaciskającego się na piersiach, pozwalając ciału w końcu swobodnie oddychać. Jej realizacje kipią wyzwoloną seksualnością, która jej w pracach przyjmuje rolę bezpośredniego komunikatu. Artystka próbuje określić status współczesnych kobiet, uzależnionych od modowych, jak i urodowych blogów, Instagrama, w którym rządzi bezmyślne selfie, oraz własnych, podświadomych kompleksów, które starają się zniwelować za pomocą markowego podkładu, diety, najlepiej wegańskiej, oraz torebki Michaela Korsa. Realizacje z napisami Puszczamy się, kiedy chcemy, Z aut najbardziej lubię autoerotyzm lub W torebce zawsze noszę szminkę, lusterko i mnóstwo wątpliwości, na którym widnieje wizerunek rozemocjonowanej Coco Chanel, to memy-manifesty, które trafnie diagnozują żeńską sferę doświadczeń. Z jednej strony kobiety stały się wyzwolone, otwarcie mówiące o swoich pragnieniach i doświadczeniach, z drugiej, uwięzione są nadal we własnej fizyczności, narzuconej przez reżim nigdy nie starzejącego się ciała. Frej jest bystrą obserwatorką, obnażającą słabości współczesnego świata, któremu artystka złośliwie podkłada nogę. Rzeczywistość zaczyna się chwiać na niebotycznie wysokich obcasach, gubiąc po drodze sztuczne rzęsy i za ciasno opinającą bieliznę. Błyskotliwe i świetnie narysowane memy Frej zmuszają do myślenia, jak i zrewidowania własnych poglądów na temat fizyczności oraz stereotypów, które naruszają cielesną autonomię jednostki. Jej realizacje to wizualny bodziec do powiększania przestrzeni wolności, która nieustannie ograniczana jest przez politykę, religię oraz media. Marta Frej, „Zołza” (źródło: materiały prasowe organizatora) Marta Frej, „Ziemniaki” (źródło: materiały prasowe organizatora) Marta Frej, „Filozofia” (źródło: materiały prasowe organizatora) Marta Frej, Memy Wernisaż: 15 stycznia 2015 roku, godz. Wystawę będzie można oglądać do 1 marca 2015 roku Galeria Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu TagsGaleria Sztuki im. Jana Tarasina w KaliszuKaliszMarta Frej Dlatego zwracam się do Was, pomóżcie mi i napiszcie w komentarzach, czego życzycie sobie na Dzień Kobiet. Ja przepiszę Wasze pragnienia i będę je wystawiać w witrynie galerii na Świętojańskiej 100c w Gdyni, mając nadzieję, że nie ucierpi przy tym żadna "przypadkowa osoba, ani rodzina z dziećmi" Z poważaniem Marta Frej
„Na dietę trzeba zasłużyć”. „Puszczamy się, kiedy chcemy”. „Marnować się trzeba z wdziękiem”. Te i inne hasła stają się już zewsząd powtarzanymi cytatami. Cieszyński UL Kultury zaprasza na podziwianie genialnych memów Marty Frej w sposób nietypowy jak na tę artystkę, bo niewirtualnie. Róg ulicy Srebrnej w Cieszynie znany był dzięki kultowej Galerii Szarej. Choć instytucja zmienia swoją siedzibę, kultura nie opuszcza tego miejsca ani na chwilę. Założyciele, czyli małżeństwo Joanna Rzepka-Dziedzic i Łukasz Dziedzic, powołali do życia UL Kultury. Na inaugurujące wydarzenie nowo stworzona placówka wybrała ekspozycję memów Marty Frej. fot. Angelika Ogrocka To od kilku miesięcy jedno z najczęściej wymienianych nazwisk. Artystka, która w 2004 roku ukończyła Akademię Sztuk Pięknych swoją popularność zawdzięcza… Facebookowi. To tam, w wirtualnej galerii sztuki, zamieszczała w kilkudniowych odstępach barwne rysunki, będące sformatowanymi, popularnymi zdjęciami z tekstami błyskotliwie komentującymi rzeczywistość. Autorka to kobieta-instytucja. Malarka, która asystowała w pracowni profesora Czajkowskiego, jest także animatorką kultury. Wraz z partnerem Tomaszem, notabene również bohaterem wybranych grafik, założyła Fundację Kulturoholizm, której prezesuje. Była jedną z założycielek Klubu Krytyki Politycznej w Częstochowie. Obecnie publikuje w kilku tytułach. fot. Angelika Ogrocka Choć wszystkie memy są głęboko zaangażowane feministycznie, to poruszane są w nich różne tematy. Leżąca bezwstydnie na trawie Angelina Jolie z towarzyszącym jej hasłem „Z aut najbardziej lubię autoerotyzm” czy typowa Matka Polka rozmawiająca przez telefon i trzymająca na jednej ręce dziecko, a drugą dłonią przygotowująca posiłek to oczywiście głos w sprawach kobiet. Zewsząd słychać, że „czasy mamy wyzwolone”, co malarka konsekwentnie obala. Porusza tematy ważne dla kobiet – tabu dotyczącego narzucanego wyglądu, ukrywanych potrzeb seksualnych, a także przyjmowanych ról społecznych. Pośród komiksowych przedstawień nie brak i tych wyśmiewających, lecz nie sarkastycznie, a z lekkim przymrużeniem oka, wyobrażeń kobiet o nich samych. „A w łikendy popełniam błędy”, „– Po wakacjach zrobię sobie cycki. – A ja nos. – A ja doktorat…” – to tylko garstka dowodów na to, że często wojujące ze stereotypami panie pozwalają wtłoczyć się z powrotem w ich ramy. Frej wyławia takie perełki i uzmysławia, jak łatwo pewne sprawy dostrzec z dystansu. fot. Angelika Ogrocka Inną kategorią są memy dotyczące aspektów społeczno-politycznych. Obieranie ziemniaków w Zachęcie, zakaz handlu w niedzielę, kredyt we frankach – to tylko kilka tych najczęściej podchwytywanych. Zaangażowane kulturowo ilustracje dotykają również pozostałej, tj. męskiej, części odbiorców, bo artystka coraz częściej komentuje problemy ogólnonarodowe. Każda epoka miała swojego satyryka. My mamy Martę Frej. Wystawę memów komentujących absurdalnie komiczną rzeczywistość można oglądać do kwietnia 2016 roku. Więcej na: tekst: Angelika Ogrocka korekta: Agnieszka Stanecka
Marta Frej – malarka, ilustratorka, animatorka kulturalna, prezeska Fundacji Kulturoholizm, mama Maćka. Ukończyła ASP w Łodzi (dyplom 2004), asystentka w pracowni rysunku i malarstwa prof. M. Czajkowskiego na ASP w Łodzi (2005–2009). Laureatka nagrody Okulary Równości 2015, przyznawanej przez Fundację im. Izabeli Jarugi-Nowackiej.
Częstochowa i podobne ośrodki tkwią w kulturalnej niszy – nie tylko z powodu braku sztuki wyrywającej się na ulice miasta, lecz także niedostatku galerii, z których mogłaby się ona wydostać. W jaki sposób organizacja wydarzeń takich jak festiwal Arteria może zmienić ten stan rzeczy?Festiwal Sztuki Arteria, który już czwarty rok z rzędu odbył się w Częstochowie, to bez wątpienia jedno z najważniejszych wydarzeń artystycznych tego miasta, kojarzonego najczęściej z celem pielgrzymek. Pomysłodawcami i dobrymi duchami całego przedsięwzięcia są Tomasz Kosiński i Marta Frej, założyciele Fundacji Kulturoholizm, która w dużym stopniu przyczyniła się do upowszechniania sztuki i podjęcia dyskusji o jej miejscu w częstochowskiej przestrzeni publicznej. Z bardzo dobrym skutkiem: z edycji na edycję Arteria cieszy się coraz większym zainteresowaniem publiczności i artystów. Jak to się dzieje, że jednak się dzieje? Częstochowa to miasto wzbudzające ambiwalentne uczucia – z jednej strony Jasna Góra przyciąga atmosferą, która sprzyja pewnemu rodzajowi duchowych poszukiwań i odkryć, z drugiej, nie można oprzeć się wrażeniu pewnej stagnacji i przewidywalności tej przestrzeni, co grozi permanentną nudą. Przemierzając centrum Częstochowy, można zauważyć, że żyje ono własnym, stabilnym, nieco usypiającym rytmem. Teoretycznie nie dzieje się nic – Aleje spowite są poranną mgłą, a ulice raz po raz wypełniają tłumy, tylko po to, by za chwilę w rytm zapalanego zielonego światła na przejściu dla pieszych szybko je opuścić. Ta rozbieżność wrażeń sprawia, że Częstochowa staje się interesującym miejscem do działań artystów w miejskiej przestrzeni, które wybudzają mieszkańców z kulturalnej śpiączki. W tym roku służył temu RUMB – mobilna platforma miejska przewożona na tuzinie rowerów. Zorganizowany w niej panel dyskusyjny z udziałem Marty Frej, Tomasza Kosińskiego, Aleksandra Wiernego, Adama Mazura, Igora Stokfiszewskiego, Stanisława Rukszy i Kuby Szredera rozbudził pytania o miejsce Częstochowy na kulturalnej mapie Polski. Zaproszeni do dyskusji goście zgodnie stwierdzili, że gdyby nie Festiwal Sztuki Arteria, trudno by im było znaleźć powód, aby przybyć pod Jasną Górę. Dlaczego? Ponieważ bardzo rzadko można zetknąć się w tym mieście z działaniami, które wpisywałyby się w najnowsze definicje sztuki współczesnej. Tymczasem Arteria, goszcząc w tym roku tak znakomitych artystów jak Łukasz Surowiec, Konrad Zduniak, Paweł Hajncel, Paulina Poczęta, Jacek Adamas, Szymon Motyl, Natalia Romik czy Egon Fietke, stawia przede wszystkim na interdyscyplinarność i różnorodność, starając się przybliżyć publiczności jak najpełniejszy obraz tejże sztuki – stąd też wiele miejsca poświecono performance’om, grafice, video czy instalacjom, nie zapominając również o koncertach i warsztatach przeznaczonych dla młodej publiczności. Działania zaproszonych twórców rozsiane były po całym centrum Częstochowy, zachęcając do prywatnych poszukiwań i ponownego odkrywania miejsc, na które na co dzień nie zwraca się uwagi. Niczym wirusy rozsiane po całej miejskiej tkance, prace zmuszały do zatrzymania albo spojrzenia w górę, tak jak działo się to w przypadku instalacji Szymona Motyla „Dachowce”. Artysta umieścił na dachu jednego z budynków skonstruowane przez siebie czarne koty, które stały się „cichymi obserwatorami” mieszkańców Częstochowy. Jak podkreśla twórca, dachowce potrafią przetrwać w wybranym przez siebie środowisku bez opieki człowieka. Podobnie dzieje się według niego w przypadku sztuki ulicznej – wypuszczona w miasto, może stać się jego nieodłącznym elementem. Tak też się stało w przypadku tego projektu. Artysta, odwołując się do starożytnej symboliki, w której kot oznaczał strażnika domu, sprawił, że przygnębiający, szary budynek zyskał nową, estetyczną jakość. Rzucił wizualne wyzwanie odbiorcom, pragnąc, by niewinny symbol zwierzęcia stał się dla nich sposobem na oswojenie przygnębiającej przestrzeni. I to się udało – „Dachowce” cieszyły się ogromnym zainteresowaniem publiczności, która domaga się ich powrotu w przyszłym roku. Szymon Motyl, „Dachowce”, Fot. Dariusz Dąbrowski Konsumpcjonizm, bieda i memy Prawdziwe oblężenie przeżywała również ustawiona na placu Biegańskiego instalacja Jacka Adamasa „Clerks”. Artysta zaprojektował i samodzielnie skonstruował supermarketowy wózek. Teoretycznie nie byłoby w nim nic zaskakującego, gdyby nie jego wielkość. Publiczność mogła „zapakować się” do środka i stać się przez chwilę towarem i jednocześnie elementem przedsięwzięcia krytycznego wobec bezmyślnego konsumpcjonizmu. Jak trafnie zauważył Deyan Sudjic, dyrektor Design Museum w Londynie, w błyskotliwym eseju „Język rzeczy. Dizajn i luksus, moda i sztuka. W jaki sposób przedmioty nas uwodzą?”, nigdy wcześniej tak wielu z nas nie miało aż tylu rzeczy co teraz, choć robimy z nich coraz mniejszy użytek. Co jednak najważniejsze: nigdy też nie były one tak duże, ponieważ „spuchły”, dostosowując się do epidemii otyłości, która dotyka większość zachodnich kultur. „Domy, w których spędzamy tak niewiele czasu, są wypełnione przedmiotami (…). Mamy ergometry, na których nigdy nie ćwiczymy, stoły, przy których nigdy nie jadamy, kuchenki, na których nie gotujemy. To nasze zabawki. Niosą nam ukojenie w nieustannej presji zdobywania na nie pieniędzy i sprawiają, że – w pogoni za nimi – dziecinniejemy” [1] – konstatuje Sudjic. Owa atmosfera zdziecinnienia towarzyszyła publiczności, która z chęcią „pakowała” się do wózka, traktując mimowolnie instalację Adamasa jako zapowiedź zabawy i przyjemności. Taka atmosfera towarzyszy zakupom i chwilowemu zaspokojeniu potrzeb, które przez konsumpcjonizm, produkujący nieustannie nowe pragnienia, nigdy nie będą ostatecznie zaspokojone. W zupełnie innym tonie utrzymana była realizacja Łukasza Surowca „Śpiewcy”. Jak opowiadał o swojej pracy artysta, projekt ten zakładał skonstruowanie urządzeń składających się z mikrofonów stetoskopowych i głośników, które podczas kontaktu z ciałem rejestrują odgłosy wydawane z wnętrza organizmu, takie jak oddychanie czy przełykanie śliny. Zostały one przekazane na czas trwania Arterii osobom żyjącym w skrajnym ubóstwie, w tym także bezdomnym i żebrakom. Surowiec, rejestrując organiczne dźwięki, oddawał głos ludziom wyrwanym ze społecznego kontekstu, spychanym na co dzień na margines wszelkiego dyskursu. Publiczność aktywnie obserwowała działania artysty, choć wzbudzały one także niepokojący dystans. Podświadomy lęk związany z biedą i bezdomnością sprawia, że trudno było widzom utożsamić się z całym bagażem negatywnych doświadczeń, jakie niosą one ze sobą. Czy akcja Surowca może przynieść pozytywne skutki jej bohaterom? Bez wątpienia tak, pod warunkiem, że to widz wykona pierwszy ruch i zechce im w jakikolwiek sposób pomóc. Krótkotrwałość działań artystów w ramach kulturalnych imprez często prowadzi do pytania, czy rzeczywiście mogą one przyczynić się do realnych, społecznych zmian. Dźwiękowy akcent miały również działania Konrada Zduniaka, który stał się prawdziwą grającą szafą, wykonując swoim niezwykłym, zmysłowym głosem utwory proponowane przez publiczność. Tymczasem Marta Frej dementowała za pomocą swoich „Memów” obowiązujące, społeczne trendy, sprowadzające ciało do konsumpcyjnego bytu i naruszające fizyczną autonomię jednostki. Artystka tworzy błyskotliwe rysunki, okraszone równie błyskotliwymi komentarzami, które trafnie diagnozują współczesną rzeczywistość, uzależnioną od idealnego ciała, Facebooka i iPhone’a. Realizacje z napisami „Puszczamy się, kiedy chcemy”, „Z aut najbardziej lubię autoerotyzm” lub „W torebce zawsze noszę szminkę, lusterko i mnóstwo wątpliwości”, na których widnieje wizerunek rozemocjonowanej Coco Chanel, to memy-manifesty. Frej bacznie obserwuje kobiety, które pomimo wyzwalającej energii feminizmu ponownie zostały uwięzione w przestrzeni własnej fizyczności, kształtowanej przez media, politykę, religię i przede wszystkim kulturę, panicznie obawiającą się zmarszczek – objawu „choroby” starzenia się. Zwraca uwagę na ich współczesne dylematy, miotanie się pomiędzy cielesną wolnością a zniewoleniem, jakim jest kuszący mit urody i wiecznej młodości. Marta Frej, „Memy”, Fot. Dariusz Dąbrowski Akcje i interwencje Częstochowski Festiwal Arteria to przedsięwzięcie, które skłania do zastanowienia się nad ideą miasta, stającego się, jak zauważa Ewa Rewers, metaforą współczesnego życia. Jak twierdzi badaczka, jeśli w ogóle potrafimy nazwać relację między miastem a sztuką, to nie jest nią z pewnością analogia czy podobieństwo [2]. To raczej relacja zależności: artyści, ingerując w miejską przestrzeń, starają się wytwarzać własne jej wizje, najczęściej krytyczne w stosunku do miejsc i strategii życia mieszkańców, dążąc do zmiany ich mentalności. Jednakże krótkotrwałość ich działań w ramach kulturalnych imprez często prowadzi do pojawienia się pytania, czy rzeczywiście mogą one przyczynić się do realnych, społecznych zmian. Czy oprócz zaciekawienia i zapewnienia chwilowego odpoczynku od szarej codzienności mogą dokonać transformacji? Łukasz Surowiec, „Śpiewcy”, Fot. Dariusz Dąbrowski Na te pytania trudno jest udzielić jednoznacznych odpowiedzi, choć tego typu wydarzenia przyciągają coraz więcej odbiorców. O tym, że sztuka nie powinna być „więziona” tylko w higienicznych przestrzeniach galerii czy muzeów i że powinna po prostu wyjść do ludzi, mówi się już od dawna. Zasadniczą różnicą pomiędzy wystawą a działaniami artystów w przestrzeni publicznej jest bezpośredni dostęp do nich. Powodują one chwilowe zatrzymanie wzroku, czasami ostrą dyskusję, ale na pewno nie obojętność. Festiwal Sztuki Arteria próbuje wyrwać miasto z kulturalnej niszy, w jakiej tkwi ono od dłuższego czasu. W Częstochowie zresztą brak jest nawet owych galerii, z których można by wyjść i które proponowałyby coś więcej niż tylko ekspozycje miejscowych twórców. A co najważniejsze, brak jest również kuratorów, którzy mogliby nadać instytucjom kultury bardziej dalekosiężny kierunek działania. Spoglądając na reakcje częstochowskiej publiczności – jeszcze dwa lata temu obserwującej rozwój festiwalu z przymrużeniem oka – można zauważyć, że działania Tomasza Kosińskiego i Marty Frej przynoszą ich odbiorcom wiele korzyści. Arteria pozwala choć na chwilę zakłócić miejskie rytuały, którymi bez wątpienia są szybkość, nadmierny, rozpraszający hałas, unikanie wchodzenia w relacje z ludźmi mijanymi pospiesznie, w permanentnym braku czasu. Festiwal ten służy zarówno integracji, jak i wyrobieniu umiejętności krytycznego myślenia, wyzwalającego z obojętności. A co najważniejsze, przyczynia się do odmiany wizerunku miasta, które być może przestanie być w końcu utożsamiane tylko z Jasną Górą. Przypisy: [1] D. Sudjic, „Język rzeczy. Dizajn i luksus, moda i sztuka. W jaki sposób przedmioty nas uwodzą?”, Kraków 2013. [2] E. Rewers, „Miasto w sztuce – sztuka miasta”, Kraków 2010. Festiwal: Festiwal Sztuki Arteria, Częstochowa, 10–14 września 2014. Skoro tu jesteś... ...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności. Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców! tutaj możesz dołączyć do grona naszych comiesięcznych Darczyńców tutaj możesz wesprzeć nas na Zuzanna Sokołowska (ur. 1982) historyczka i filozofka. Współpracuje z Polskim Portalem Kultury i dwutygodnikiem „artPapier”. Publikowała także na łamach „Arteonu”, „Rity Baum” oraz czasopisma kulturalnego „Fragile”. 2h0I1ub. 211 300 49 284 93 461 490 124 174

marta frej puszczamy się kiedy chcemy